Po tynkach, po prądzie, dach.

Marzec 2020, tak mniej więcej pierwsza połowa.

Także ten. W połowie marca czy jakoś tak były z głowy tynki i elektryka, z drobnymi jednakowoż wyjątkami. Tynkmajster dnia pewnego zawezwał mnie przed oblicze swe i z niejakim obrzydzeniem elaborując na temat partaczy którzy robili podciągi pod strop na parterze zeznał że nie da rady, ’..tutaj, panie, za grubo by tynku trzeba i to panu na łeb zleci..’. W efekcie do tej pory odwiedzających wita uroczo rustykalny, postindustrialno-surowy element sufitu. Ale kiedyś się za to wezmę.

Podobnie elektryka – niby położone i zatynkowane, ale został drobiazg – rozdzielnia. Znajomy który pierwotnie deklarował pomoc nie dysponował czasem, mniej znajomi fachowcy żądali za rozdzielnię połowy kosztów kabli i ćwierci tynków także tradycyjnie, poinstruowany youtube’m i zmotywowany nieustannymi ’..daj sobie spokój, weź fachowca..’, zakupiłem markowe produktu i przystąpiłem. Więcej detali w którymś z poprzednich wpisów 🙂

Jak już prawie był skończony prąd i o mało co tynki, trzeba było przygotować strop do wyłożenia pianą. Więźba kole komina miała ślady dawnego przecieku – celem więc uspokojenia się a upewnienia zawezwałem fachowca. Człowiek przybył, zdziwił się kiedy Serwański, nie pokazując po sobie że ze strachu jest obsr* po pachy wlazł za nim na dach, i tam też dokonalimy wspólnie oględzin poszycia (czyt. fachowiec wskazywał i komentował, Serwański przytakiwał).

W efekcie fachowiec, za ustaloną kwotę, zgodził się otynkować komin, wymienić popękane dachówki i dołożyć nieco zmienioną obróbkę blacharska kole komina. Całość za jedyne, tfutfu, o ile pamiętam, dwa koła (!).

Ustaliwszy typ i rodzaj posiadanej dachówki, znalazłem ostatnie na rynku egzemplarze Euronitu profil S, w odcieniu jak najbardziej zbliżonym do cegły, ustaliłem z handlarzem (nie polecam) dzień dostawy i cenę, a następnie uzbrojony w ten oręż ustaliłem z poznanym w akapicie wyżej fachowcem jego wizytę. Na wszelki wypadek tydzień po planowanej dostawie dachówki.

Zgodnie z planem, handlarz dachówką (nie polecam) nie dostarczył jej na czas. Również zgodnie z planem nie dał znać że nie dojedzie. Jako człowiek z natury spokojny i powściągliwy nie mam wprawy w opier*niu kontrahentów, ale z pewnym dreszczykiem oczekiwania i żądny nowych doświadczeń chwyciłem telefon coby okazać dezaprobatę. Kilka minut później zacząłem trochę rozumieć psychotycznych szefów – połączenie człowieka skruszonego i pełnego winy, świadomego że dał ciała i podatnego na wmówienie sobie że przez niego się świat zawala daje ciekawe poczucie władzy nad człowiekiem. Nie wątpię że jednostki słabsze ode mnie 🙂 takie *ebanie ludzi może uzależnić. Podsumowując, handlarz dachówką (nie polecam) zobligował się nie dać du*y po raz drugi i dostarczyć dachówkę w nowym ustalonym terminie. Tym razem mu się udało. Dach został przejrzany, braki wymienione, obróbka poprawiona i.. ta nadzieja że po poprawkach nie będzie gorzej (było całkiem nieźle jak na 10 lat stania bez konserwacji). Do tej pory się jej trzymam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.